Wersja romantyczna jest taka, że audiofil jest człowiekiem, który uwielbia muzykę i z miłości do niej dąży do perfekcji w jej odtwarzaniu... więc musi kupować coraz lepszy i droższy sprzęt, bo każdy element „systemu” audiofilskiego ma kolosalne znaczenie (nie wyłączając gniazdek w ścianie i półek na sprzęt) i nie widać końca tej drogi, bo ideału nie ma i można się tylko do niego zbliżać... do „sonicznej” nirvany...
Widzą siebie jako wyrafinowanych koneserów dźwięku, odpowiedników winiarskich kiperów w audio... Swobodnie żonglujących, z obowiązkowym kieliszkiem wina w ręku, nazwami audiofilskich wzmacniaczy, gramofonów, kabl itd...
Taka jest ich wizja samych siebie...
Prawda jest trochę bardziej prozaiczna... Oni bowiem słyszą to wszystko, ale tylko w swojej wyobraźni i tylko wtedy, gdy widzą co gra i ile kosztuje... W obiektywnych testach ABX nie potrafią odróżnić taniego, budżetowego sprzętu od najdroższego, rzekomo zaawansowanego technicznie. Pomiary elektryczne też nie wskazują na jakąś wyjątkowość drogich urządzeń, ba, nierzadko drogi sprzęt jest gorszy pomiarowo od taniego...
Tak więc, w istocie, są to dziwacy, naiwniacy i często snoby, spoceni w wiecznej pogoni za świętym Graalem, który nie istnieje.
Audiofile najczęściej są zafascynowani samym sprzętem do odtwarzania muzyki, a samą muzyką już niekoniecznie... Słyszą różnice tam gdzie ich nie ma, albo wyolbrzymiają istniejące różnice do niewyobrażalnych granic. Dają się nabierać na rzekome kosmiczne technologie tym bardziej, im mniejsze mają pojęcie o elektronice... Wierzą w geniusz samotnych „artystów” audio, tworzących w piwnicach wyjątkowe urządzenia, prawie, że boskie instrumenty muzyczne, bez przyrządów pomiarowych, „bo przecież wszystkiego nie mierzą”, „strojąc” je wyłącznie na ucho... :)
Często mają faktycznie sporą wiedzę na temat ofert poszczególnych producentów, nazw ich wszystkich produktów (często te nazwy są naprawdę dziwaczne i patetyczne) i, obowiązkowo! cen. Mają za sobą długie godziny „głębokich odsłuchów” („deep listening” - tak lubią to nazywać, chociaż skojarzenia mogą być różne... ;) w salonach audio lub u innych audio szaleńców. Szkoda tylko, że jest to pozorna wiedza, albo wiedza generalnie do niczego nie przydatna, oprócz zadawania szyku w audiofilskim towarzystwie...
Uważają się za lepszych od innych, przeciętnych Kowalskich, bo „słyszą” więcej, mają takie „oryginalne” hobby i są tacy wyrafinowani... Przy okazji można też porazić ceną jakiegoś biedaka ;) Powiedzieć mu, mimochodem, że się posiada sprzęt audio więcej warty od jego samochodu, bezcenne :)) Czasami urządzenia te mogą też symbolizować fallusa... wszak 99% audiofilów to faceci :) To dotyczy, oczywiście, „elity” audiofilskiej, bo szarej masy nie stać na takie ekstrasy, tańsze kable za kilkaset złotych muszą im wystarczyć...
Audiofile łykają wszystko jak młode rekiny. Wystarczy, że produkt ma znaną audiofilską markę, odpowiednie recenzje w audiofilskich gazetach i otoczkę kultowego produktu, by stać się obiektem ich wzdychań i bezsennych nocy... (wzdychań, bo cena też najcześciej nie jest najniższa... ;) A tak się dziwnie składa, że według magazynów audiofilskich, najlepsze urządzenia audio są też najdroższe, no przecież jakość kosztuje, to takie oczywiste :)
Kable za 40 tys... USD ?!? Proszę bardzo...
Siltech Emperor Crown

Gramofony za 300 tys. USD ? Spoko :)
Goldmund Reference II

Wzmacniacze za 650 tys. USD ? Oczywiście :)
Pivetta Opera One

Kolumny za 1 mln USD ? Albo za 2 mln ? Hmm, w zasadzie, dlaczego by nie...
Kharma Grand Enigma

The Sky is the limit :))
Czy oni celowo wyrzucają swoje pieniądze w błoto ? Niestety nie... Oni głęboko wierzą w swoje cudowne zdolności...
Czy ja im zazdroszczę ? Cóż, chciałbym mieć pieniądze tych najbogatszych :) Ale nie wyrzucałbym ich na drogi sprzęt audio, który niczym, oprócz wyglądu, nie różni się od tego taniego... Na kable grubości ręki, czy podstawki pod kable, brr :)

Nie szkoda mi audiofili, ale tylko tych już uświadomionych, że „hi-end” to ściema i że audiofilia to gra wyłącznie na ludzkich emocjach.
Jeśli wolą dalej tkwić w swoim umysłowym matrixie, to proszę bardzo :) uważam wręcz, że niektórzy powinni kupować jak nadroższy sprzęt audio... Jeśli nie potrafią robić dobrego użytku ze swoich pieniędzy, powinni je oddawać tym, co wiedzą co z nimi robić :) Na przykład, właścicielowi firmy kablarskiej Monster Cable, panu Noel’owi Lee, który jest wielkim fanem samochodów i posiada 3 sztuki Ferrari Scuderia Spider 16m: czerwony, żółty i czarny :) Piękne :)

Tak, definitywnie, ten facet wie na co wydawać pieniądze audiofilów :) Też bym tak robił :)
Przyznaję, w sumie, że ciężki jest odwrót od audiofili... ciężko jest się przyznać przed samym sobą i rodziną, że się, często przez długie lata, wyrzucało pieniądze w błoto i trwoniło czas na bezsensowne lektury, czy czcze dyskusje. Trudny jest powrót do szarej rzeczywistości, gdzie 2 + 2 = 4...
Wiem to dobrze, bo byłem audiofilem ponad 10 lat...
Generalnie zwisa mi co audiofile robią ze swoimi pieniędzmi, ale wkurza mnie jak „dzielą się” swoją pseudo wiedzą i wciągają w bagno ludzi, którzy po prostu chcieliby posłuchać swojej muzyki na sprzęcie, który maksymalnie wiernie odtwarza muzykę. Na pytanie co zmienić w swoim sprzęcie, słyszą głupie rady w stylu: kup porządny kabel, dobry CD lub wzmacniacz lampowy. Zamiast zainwestować w lepsze, trójdrożne kolumny, niekoniecznie bardzo drogie, czy poprawić akustykę pomieszczenia, świeży amator dobrej jakości dźwięku jest skłaniany przez „pożytecznych idiotów”, lub opłacanych naganiaczy, do wywalania pieniędzy na gadżety, które nie mają żadnego wpływu na dźwięk.
Audiofile są jak narkomani wciągający w nałóg swoich kolegów...
Nie zgadzasz się ? Podyskutuj :)