Czy prawdziwy poeta jest w stanie dorównać, w ekstatycznych opisach wrażeń słuchowych, profesjonalnemu „recenzentowi” sprzętu audio ?!?
Na to intrygujące pytanie spróbuje odpowiedzieć moja Bitwa Poetów :)
Jak uważni czytelnicy mojego bloga wiedzą, audiofile, czyli miłośnicy sprzętu audio, uważają, że każda zmiana w sprzęcie audio ma wpływ na dźwięk. Mają więc „swoje” brzmienie odtwarzacze CD, wzmacniacze, kable itd. Moi czytelnicy wiedzą też, że tak naprawdę wyżej wymienione urządzenia nie mają swojego brzmienie, są „przezroczyste” dla człowieka, a to co słyszą audiofile, to czystej wody autosugestia.
Wokół sprzętu audio stworzył się jednak potężny rynek, na którym się twierdzi, że im więcej zapłacimy tym „lepszy” dostaniemy dźwięk. Ceny potrafią dochodzić do miliona dolarów za „system” audio.
Istotnym elementem tego rynku są „recenzenci” sprzętu, ludzie którzy słuchają sprzętu i wydają werdykty, czy dany „klocek” jest warty swojej ceny i jak „gra”.
„Wybitnym” przedstawicielem powyższej grupy jest Wojciech Pacuła, człowiek, który słyszy wszystko: wtyczki kablowe, półeczki na sprzęt i podstawki pod kable.
Jego opisy dźwięku sprzętu to prawdziwe perełki słowne.
Zostanie więc moim wzorcem...
Ach, ach, ach :))
Dlaczego o nim wcześniej nie pisałem ?!? Nie wiem…
Może dlatego, że dopiero ostatnio wspiął się na wyżyny poezji audiofilskiej :)
A jestem dziś w wyjątkowo poetyckim nastroju :)
Kto może wziąć udział w moim Challenge'u ? Każdy :) ale zaczniemy od Wojtka i Mistrzyni Słowa: Sezonu na Sny, którym niniejszym rzucam rękawice, bijcie się :)
Kto wymyśli lepszy, ciekawszy, bardziej zakręcony i odjechany opis wrażeń słuchowych podczas słuchania sprzętu ?!?
Czy do tego trzeba się znać na audio ? Absolutnie nie :) Wojtek też nie ma o tym bladego pojęcia, co nie przeszkadza mu udatnie odgrywać znawcę...
Czy trzeba mieć super sprzęt ? Absolutnie nie :) Wprawdzie Wojtek ma zapewne drogi sprzęt i niejeden słyszał, ale każdy ma własne wrażenia i może przeżyć orgazm słuchając radia kuchennego czy głośniczków w laptopie...
Co trzeba więc posiadać aby wziąć skuteczny udział w tym konkursie ?!? Bujną wyobraźnię i talent do pisania. Kropka.
Swoje strofy należy wpisać jako komentarz do tego postu.
Koniec konkursu nastąpi 30-12-2010 (czwartek) o godz. 23:00
(było 23-12-2010, ale nastąpiła zmiana z ważnych powodów społecznych :)
Komisję konkursową tworzę ja :) Będzie to więc absolutnie subiektywny i uczciwy wybór :)
Zmiana: po zastanowieniu, stwierdziłem, że brak mi wystarczających kompetencji do oceny poezji i zostawię tę przyjemność dla czytelników bloga :) Stworzę ankietę, gdzie będzie można głosować na poszczególnych poetów i która będzie dostępna przez tydzień.
Nagrodą będzie: Satysfakcja, Wirtualny Uścisk Dłoni XYZPawła i Wieczna Chwała Audiofilska :)
Czasami się zastanawiam, czy nasz Mistrz zdaje sobie sprawę, że mu się to wszystko wydaje, czy cynicznie kwiczy ze śmiechu pisząc te swoje „recenzje” ?!?
Tego się chyba nigdy nie dowiem... ale to nie ma znaczenia dla naszego konkursu. Tak, czy inaczej, jest to totalna bzdura i nieziemski bełkot, ale także Czysta Forma, Sztuka dla Sztuki i Monty Python... Wybierając co piękniejsze pasaże ubawiłem się jak dzika świnia :)
Zaczynamy więc od przykładów strof naszego Mistrza, prosto ze stron jego magazynu:
Drewniana półeczka, czyli:
Cena:18 500 zł
Najbardziej denerwowała mnie słaba dynamika. To rzecz inherentna dla tanich produktów, udających hi-fi, albo nawet nim będąc. Nie da się tego przeskoczyć, a jedynie symulować. Kończy się to jednak niemal zawsze zbytnią jaskrawością, ostrością. Wydaje się wtedy, że przekaz jest żywy, że wibruje emocjami.W każdym razie chodzi o to, że japońska półka wszystko uspokoiła, zgasiła nawet. Mam wrażenie, że chodziło o cos innego niż ocieplenie – Harmonix po prostu zdjął z dźwięku to, co dodane, co wynikało z niedoskonałości techniki (oczywiście tylko w pewnej mierze) i pokazała go tak, jak naprawdę brzmi.
Dźwięk odtwarzacza CD na platformie RS15-ANV robi się niebywale wyrafinowany. To wyrafinowanie polega na pogłębieniu każdego zakresu, jego uszlachetnieniu. Wydaje się, że nagle pojawia się takie mnóstwo harmonicznych, takie bogactwo, że słuchamy innej płyty. Mamy głęboką scenę, może niezbyt szeroką, ale nie zwężaną, a po prosu nie rozszerzaną.
Półka wpływa w dokładnie taki sam sposób na drogie i tanie komponenty, tyle, że przy tych pierwszych po zdjęciu „dodatków” zostaje mięcho, emocje, muzyka.
Bas był czystszy i choć wcale się nie pogłębiał, to przez większa swobodę w jego operowaniu można by odnieść wrażenie, że jest go więcej. Zmiany te są przy tym strukturalne – to nie są „wrażenia”, a coś, dzięki czemu momentalnie wiemy, że to jest „coś”, a nie chwilowe „zauroczenie”.
Góra, o której często w teście platform wspominam, też jest szlachetniejsza, ale nie jest tak ładnie łagodzona (w dobrym tego słowa znaczeniu), co z półkami SSC i PAB. Harmonix robi wszystko w równy sposób, nie „szlifuje” jednego elementu, dlatego nie wycofuje wysokich tonów. Są znacząco ładniejsze niż z CD na płycie marmurowej, ale ich ilość się nie zmienia. Pozwala to na dopracowanie już uzyskanego brzmienia, a nie jego zmianę. Chociaż trzeba przy tym uważać na nieco „ciężko” brzmiące systemy, albo systemy ciepłe. Z nimi półka ta pójdzie jeszcze dalej, bo zdejmując z nich problemy pokaże tym, czym są. I tutaj, podobnie jak z SSC, doskonałym ruchem będzie dokupienie firmowych stóp pod urządzenia, a potem pod sama platformę. To niewiarygodne, jak zmiany wnoszone przez poszczególne elementy tej „układanki” się zazębiają, jak wspomagają.W takim ustawieniu: TU-666ZX - RS15-ANV - TU-666ZX dźwięk był wybitny w swojej naturalności. Często sięgam po to określenie, ale jest ono dla mnie punktem dojścia, czymś do czego należy dążyć. I właśnie ta platforma, ze stopami, daje coś, co najlepiej oddaje te moje marzenia. To nieco ciepły, niesłychanie koherentny dźwięk, w którym dźwięki są tylko nośnikiem przekazu, a nie czymś samym w sobie.
Podstawki pod sprzęt (w sumie taniocha, dlatego opis jakiś taki suchy…), czyli:
Ceny od 429 zł/4 szt do (2200 zł/4 szt.)
Absolutnie bezkonkurencyjne, naszym zdaniem, okazały się podstawki CeraPuc, które zaraz potem zakupiłem i na które nastawiają się pozostali uczestnicy odsłuchu. Dźwięk z nimi szlachetniał, stawał się bardziej skupiony. Co ciekawe, a potwierdziłem to po podłożeniu pod moim Lektorem, mocniej gra z nimi bas – jest zwarty i konturowy i generalnie bardziej obecny. Dźwięk nabierał głębi i dynamiki. W systemach, gdzie jest problem z atakiem dźwięku, tj. tam, gdzie jest nieco utwardzony, CeraPuc podkreśli tę przypadłość. Jeśli mamy nie do końca kontrolowany bas, to wprawdzie podkładki nieco go zdyscyplinują, jednak uwypuklą też jego wady. W podobnym kierunku idą mniejsze podkładki CeraBall, z tym, że zmiany nie były aż tak dramatyczne. To ten sam kierunek, może nawet w mocniejszym stopniu dyscyplinujący dźwięk, jednak bez owej gładkości i naturalności, jaką otwierały CeraPuki
Ciekawie brzmiały Nordosty. To, jak się wydaje, znacznie lepszy izolator niż standardowe Monacory, ponieważ „czyści” wszystko z wewnętrznych napięć. A jednak CeraPuc był wciąż znacznie lepszy, doprowadzając do końca to, co Pointy sugerowały.
Listwa
sieciowa + kabel sieciowy
Cena: 4300 € + 885 (2 m) €
Po jego zmianie dźwięk stał się niesamowicie intensywny. Namacalny. Instrumenty miały większy wolumen i były „gęstsze”, bardziej widoczne.
Gitara Jima Halla z płyty Live! prawie wyskakiwała z głośników. Ale nie przez przybliżanie instrumentów do słuchacza, a przez dodanie wagi do wszystkiego, przez „urealnienie” każdego instrumentu. Góra wyszlachetniała i przybyło dołu. Tego ostatniego było nawet ciut za dużo. To znaczy może nie za dużo, tylko w jednym miejscu przedłużył się trochę za bardzo. Góra była szlachetniejsza, mocniejsza, ale i bardziej realna, bardziej zbliżona do mocnego bitu, jaki znam z rzeczywistości. Największe zmiany dotyczyły jednak nie góry, dołu, przestrzeni (choć ta znacznie się powiększyła, szczególnie w głąb i w górę – teraz słychać było jak duży jest instrument), a organizacji tego wszystkiego. Ponieważ równowaga tonalna, rozdzielczość itp. były już bardzo dobre, zeszły na drugi plan, nie miały już większego znaczenia. To był koherentny, świetnie naoliwiony mechanizm. Wszystko w nim grało, wszystko poruszało się względem wszystkiego innego w idealnym porządku. To na pewno nie koniec możliwości, tak już jest, ale tu i teraz to rewelacja.
Nowe gniazdko sieciowe spowodowało, że nagle miałem mnóstwo dźwięków. Nadciągały z każdej strony, wewnętrznie zróżnicowane, niby razem, ale każdy osobno, w swojej własnej misji.
Chodzi o to, że słuchając nagrań, które chwilę wcześniej grały ze starą listwą, albo/i ze starym kablem sieciowym, wiedziałem, że zmieniło się wszystko, począwszy od barwy, poprzez dynamikę, holografię, prezentację uderzenia i wybrzmienia, impakt, jaki przekaz powodował, na zwykłym poczuciu „głośności”. Wszystko było inne. Przy tak diametralnej zmianie paradygmatu, przy tak gwałtownym przeorientowaniu na chwilę się gubię – wiem dokładnie, co się zmieniło, przynajmniej na poziomie analizy, jednak na poziomie syntezy, czyli przy zwykłym słuchaniu i zdecydowaniu, co i jak, byłem wobec tego bezradny.
Nie przesadzę, jeśli powiem, że wymiana trzech elementów w zasilaniu wniosła znacznie większe, znacznie głębsze zmiany, niż zmiana jakiegokolwiek innego elementu mojego systemu. Może brzmi to trochę heretycko, ale nic na to nie poradzę. Tak to słyszę.
Wiąże się z tym również znacznie większa rozdzielczość. Nie szczegółowość, bo ta kategoria nie ma już na tym poziomie żadnego zastosowania, jest wchłonięta przez rozdzielczość, holografię i różnicowanie, ale właśnie rozdzielczość, dająca lepszy spektakl niż wcześniej. Nie potrafię tego inaczej nazwać – ‘spektakl’ to najlepsze, na co mnie w tej chwili stać. To zmiana patrzenia na muzykę, na nagranie, ale w połączeniu: nagranie i muzyka to teraz całość.
I na tym zakończę. Dopiero się rozkręcam […]
Mistrzu !!!
Rozkręć się tak porządnie! Może wzniesiesz się na prawdziwe wyżyny słowa ?!? Stworzysz jakąś recenzję powietrza audiofilskiego, śrubki audiofilskiej, grającego gwoździa albo magicznej żarówki ?
Gdzie jest granica ?
Nigdzie...
Moja ulubiona strofa:
Nowe gniazdko sieciowe spowodowało, że nagle miałem mnóstwo dźwięków. Nadciągały z każdej strony, wewnętrznie zróżnicowane, niby razem, ale każdy osobno, w swojej własnej misji.
Aaaaaaa :))))) Boskie, piękne... Nie wiem czy ktoś jest w stanie dorównać tej poezji...
Chcesz podzielić się swoimi emocjami na temat audiofilskiej poezji ? Dyskutuj na XYZAudio.pl
18 komentarzy:
Co jest nagrodą w konkursie ? Jestem przekonay że zwyciężę !
Moja poezja rozpoczyna sie od orgazmu i trzęsienia ziemi a nastepnie akcja nabiera tempa, oferując niepowtarzalny i niezastąpiony wgląd w muzykę, właściwie wglad to nieodpowiednie słowo - poczujesz się gamoniu jak twórca , zrozumiesz co Mozart miał na myśli, być moze czytajac opis przejdą Ci nawet przez mysl świństwa które Wolfgang szeptal swoim dziewczynom. Tego nie ma nigdzie indziej, cała reszta to śmiech i nieudolna próba...nawet nie próba, nie anmiastka, nie lizanie przez szybe cukierka przez papierek itp. to mechaniczne xero tego co moge zaoferować...tylko poproszę o motywację.
Już dodałem:
Nagrodą będzie: Satysfakcja, Wirtualny Uścisk Dłoni XYZPawła i Wieczna Chwała Audiofilska :)
:))
Chyba nieźle ? ;)
Wojtek też pisze dla Satysfakcji i Chwały :) Ooooo :)
Z potezna niczym kopyto olifanta zostawiajace odcisk swoj na ziemi orkiem poszytej,
Checia sledzil bede konkurs ow epicki, furtke otwierajacy do recenzentow kreatywnosci pokladow zacznie ukrytej.
* * *
Moje blade pojęcie
usiadło
na pniu strzaskanych
nut
(podłe wtyczki)
Dosyć! dosyć!
spłowiały dźwięk
dzielony na troje
(co to za kolumny?!)
uszedł ku niepamięci...
Zostaniesz?
dźwięk bez korekcji zaginął
a Ty?
-----------------------
Przyjmuję wyzwanie. Praca konkursowa niebawem.
Zmiana: po zastanowieniu, stwierdziłem, że brak mi wystarczających kompetencji do oceny poezji i zostawię tę przyjemność dla czytelników bloga :) Stworzę ankietę, gdzie będzie można głosować na poszczególnych poetów i która będzie dostępna przez tydzień.
Bardzo dobry pomysl.
Zmiana: koniec konkursu nastąpi 30-12-2010 (czwartek) o godz. 23:00
(było 23-12-2010, ale nastąpiła zmiana z ważnych powodów społecznych :)
Hmmm.. Jako osobnikowi o zdiagnozowanym nadsłuchu (taka durna przypadłość, w wyniku której słyszy się na przykład zasilacz od telefonu komórkowego, a w praktyce - nieco większe spektrum dźwięków niż normalny człek) trudno mi polemizować z audiofilami i ich wrogami. Dla mnie akurat najlepszy zestaw do porządne CD i porządne słuchawki. Różnicę między sprzętem i owszem, czuć, ale raczej w zakresie sprzętu budżetowego kontra high-end. Wejście do salki odsłuchowej audiofila i posłuchanie w niej czegoś pozostawiło mnie ze szczeną (albo uchem raczej) na podłodze. O ile na moim domowym audio solistę było słychać wszędzie, to tyle tam źródła dźwięku były faktycznie punktowe i identyfikowalne, zarówno lewo - prawo jak i przód - tył. Fajna sprawa. Nie mniej, w pewnym momencie dochodzimy właśnie do zboczenia zwanego audiofilstwem, gdzie muzyka sama w sobie się nie liczy, liczy się kabelek i wtyczka... Odróżnię bez problemu słuchawki kiepskie od dobrych, drażni mnie jak cholera szum i popiskiwanie kiepskich CD. Mam pecha, że to słyszę a nie ukrywam, że bywa to upierdliwe. Normalny człek kończy słyszenie gdzieś koło 17 - 18 (daj Boże) kHz, mnie Bozia uraczyła nieco ponad 21kHz. Audiolog się zdziwił. Pytanie - czy każdy audiofil słyszy więcej, czy się sugeruje?
W miesięczniku Studio był kiedyś cudny opis badania,kiedy jurorom konkursów Pianistycznych puścili kilkanaście nagrań, mówiąc za każdym razem, kto i na czym gra. Oczywiście oceny bardzo rozbieżne, ze wskazaniem na faworyta. I święte oburzenie, gdy okazało się, że usłyszeli kilkanaście razy jedno i to samo nagranie...
Mój ojciec zawsze nabijał się ze słyszących więcej po czym szydło wyszło z worka - potężny ubytek słuchu... Nie, żebym rozumiał tych, co odróżniają wtyczki czy gniazdka sieciowe, ale mimo wszystko nie sprowadzajcie CD Manty i Marantza do jednego worka...
Twój słuch został POMIERZONY i mogę tylko pogratulować :)
A audiofile słyszą rzeczy, których nijak nie można pomierzyć...
Polecam tego posta:
http://xyzpawel.blogspot.com/2009/09/hi-end-is-dead.html
Witam serdecznie Panie Pawle.
Coś niesamowitego facet słyszy, że mu wtyczka i gniazdko inaczej brzmi,
ale pytanie!, jak na brzmienie wpływa prąd z elektrowni Jaworzno, a jak z Bełchatowa?
Czy prąd z węgla kamiennego ma lepszy bas niż prąd z węgla brunatnego?
...więcej mocy!
Gorąco pozdrawiam
Jakub.
Dźwięk z elektrowni węglowej jest trochę zapiaszczony w porównaniu do tego z elektrowni atomowej, który jest bardziej krystaliczny :))
Właśnie wyczytane na AS, inspiracja dla poetów, Cierpienia Młodego Audiofila:
„rochu” (jeden z moich wielbicieli ;)
"Widzisz, gdy trzy lata temu opisałem różnice w brzmieniu Linuxa, Visty i XP, chciano mnie tu zjeść. O ile pamiętam mały Teo też tam był.
A dzisiaj, nawet Frantz słyszy różnicę między playerami.
Zjawisko nie ma wytłumaczenia a jednak jest postrzegane i rejestrowane.
Wiara czy niedoskonałość nauki i techniki?"
Moje "strofy". Enjoy!
MASCHEK LUTSRE 5 954359 15558zł za rolkę
Po przeprowadzce do nowego mieszkania. SZOK. Mój sprzęt brzmiał inaczej! Instrumenty, które „wychodziły” z kolumn nagle przestały. Zatem odtworzyłam ustawienie mebli dokładnie tak samo jak poprzednim salonie. I nic. Znów to samo. Przytępione dźwięki niechętnie dostawały się do moich uszu w ten sam sposób co wcześniej.
Rzut okiem po ścianach. I jeszcze jeden. I oto jest! Winowajca! Szubrawiec pospolity powodujący tak ogromne ubytki w dźwięku. TYNK Strukturalny! Cóż za odkrycie. Tak być nie mogło. Czym prędzej pobiegłam po tapetę. Wybrałam winylową – gładką, delikatną, o jedwabistej strukturze. Na flizelinie – dla lepszego efektu akustycznego. I zaczęłam remont. Po starciu tynku dźwięk zaczął przypominać ten właściwy. Niestety nadal to nie było to. Fale zamiast delikatnie i miękko odbijać się od ścian i docierać do mych uszu, nadal twardo przemierzały powietrze salonu zgrzytliwie atakując moje bębenki. Kiedy udało się w końcu położyć tapetę – odpalam ulubioną płytę „The division bell” Pink Floyd . Zastygam w oczekiwaniu. Pierwsze nuty. I Orgazm dźwiękowy. Oto do mych uszu wpada nonszalancko arcydźwięk. Wreszcie harmonijny, nasycony, wielobarwny. Ale zaraz zaraz. Oto, dokonuje się cud. Brzmienie staje się głębsze, dynamiczniejsze, przestrzenne, wypełnia pokój wręcz namacalnie pierwotnym drżeniem gitar i basu. Dźwięki miękko odbijają się od winylowej tapety. To jedyne w swoim rodzaju, piękne brzmienie dla wymagających audiofili. Dźwięki oplotły moje ciało i duszę. Wszystkie razem w dzikim tańcu odpierającym od ściany subtelnie pokrytej nową strukturą. Gładką, miękką, aksamitną. Gra tonów wysokich i niskich daje wyobraźni duże pole do popisu w zakresie indywidualnych interpretacji całego utworu. Mieszanka doznań dźwiękowych jest kluczowa dla stylu, wywierającym w słuchającym wrażenie przeźroczystej a jednocześnie wysublimowanej i pełnej smaku kurtyny dźwięku. Oto mam. Pierwotna niczym lud afrykański muzyka, wprowadzająca w trans i euforię. Magiczne zaklęcie rzeczywistości.
A wszystko to dzięki tapecie MASCHEK LUTSRE 5 954359.
Wystawiam kolejnego zawodnika, wielce szacownego Piotra Rykę, subtelnego Audiofila i Filozofa, mojego osobistego Number Two poetę audiofilskiego w Polsce :)
Są to tylko najlepsze wycinki całościowych „recenzji”, najlepsze kąski :)
(część 1)
http://audiohobby.pl/topic/8/4889#koniec
To słuchawki grające dźwiękiem z natury jasnym, jasnym wszelako tylko w tym sensie, że po prostu nie przyciemnionym. Nie łączy się to zatem i na całe szczęście z żadnym zubożeniem bogactwa kolorystycznego i głębi brzmieniowej.
Kwantum przydanego mu basu jest wręcz wstrząsające, tworząc obrazy nacechowane potęgą i mocą, a jednocześnie spowite wszechobecnym niemal basowym łoskotem.
Podkreślmy - nie one się nie wyróżniają, tylko one nie wyróżniają niczego - bo to nie jest to samo. Traktują bas jako nie wymagający żadnego specjalnego podejścia fragment spektrum, tak samo jak cała reszta wyróżniający się u nich szybkością i czytelnością obrazu. Wydawać by się przeto mogło, że dla miłośników rockowego grania i nisko wibrujących syntezatorów muzyki elektronicznej są to słuchawki stracone. Tymczasem nic podobnego. Bo oto w rockowej muzyce nie liczy się jedynie fizjologiczny huk bębnów, a powiem nawet, że on wcale nie jest tam najważniejszy. Najważniejszy jest drajw. A takiego drajwu jaki mają T1 nie mają żadne inne słuchawki.
Ta muzyka jest jak holograficzny ekran o nie stwarzającej żadnych fizjologicznych ograniczeń rozdzielczości; trójwymiarowy, barwny, nasycony i czytelny, akcja na którym rozgrywa się z oszałamiającą prędkością.
Zwróćcie uwagę, jak życie bywa przewrotne. Recenzja zaczyna się od tego, że scena jest najsłabszą stroną T1, a kończy tym, że jest najsilniejszą.
http://audiohobby.pl/topic/8/1712#koniec
Opis brzmienia ma według mnie sens jedynie w jakimś porównaniu, bez którego drażni jałowością niestosownego dla tego rodzaju przedsięwzięcia wyobcowania. Nie jest to wszak ontologia ani czysta matematyka, zmagające się z absolutem.
Cairn w porównaniu to taki trochę wielkopostny śledź ; bez oleju i śmietany. Nie, nie myślcie sobie, że gra źle i jakoś szczególnie ubogo, ale nie ma też zwyczaju rozbudowywać smaków i wydobywać z zapisu płytowego aż takiej złożoności dźwiękowej jak jego zwalisty, złocisty sąsiad. W porównaniu z nim Accuphase to pachnący migdałami i zdobny karmelowym kremem czekoladowy tort, częstujący słuchacza rozpasaną obfitością.
Moim konikiem jest wsłuchiwanie się w ostatnie sekundy na płycie The Dark Side of the Moon (w wydaniu jubileuszowym SACD hybrid), kiedy to pojawia się dźwiękowy wtręt w postaci resztek utworu egzystującego wcześniej na użytej do zapisu nagrania taśmie matce. Jest to jakaś dynamiczna muzyka taneczna w wersji orkiestrowej.
Wynika ona głównie z doskonałej plastyczności samego dźwięku, który okazuje się w bezpośrednim porównaniu znacznie bardziej trójwymiarowy i akustycznie złożony. W niemałym zapewne stopniu przyczynia się też do tego inna jego cecha: wydobywanie muzyki z całkowicie czarnego tła. Ta odmienność względem Cairna jest szczególnie dobitna, operuje on bowiem raczej skalą szarości, docierającą wprawdzie do czerni, ale nie aż tak smolistej. Tymczasem w odniesieniu do Accuphase odnosi się chwilami wrażenie, że ta jego czerń tła utrudnia mu nawet nieco rysowanie dalszych scenicznych planów, w większym niż u Cairna stopniu eksponując zjawiska dziejące się bliżej.
(część 2)
W odróżnieniu od swego niższego o klasę w zestawieniu cenowym i starszego o pokolenie krewniaka DP-67 nie ma przy tym DP-700 najmniejszych nawet problemów z panowaniem nad górnymi rejestrami. Odznaczają się one wyjątkową kulturą i elegancją, co jest znakomicie słyszalne za pośrednictwem używanych przeze mnie słuchawek AKG K1000, posiadających niebywałą jak na słuchawki magię górnych rejestrów; sięgających niespotykanie wysoko a jednocześnie zjawiskowo wręcz pięknych. Ową stratosferyczną górę DP-700 kontrolował z absolutną pewnością siebie i właściwą swemu sposobowi bycia najwyższą kulturą.
Dawało to znakomity efekt na przykład na wspominanej już płycie Pink Floyd, na której zegary w utworze „Time” biły arcyszlachetnym dźwiękiem: bez jazgotu, przestrzennie i z wdziękiem sędziwych chronometrów. Być może, wzorem Stax’a, Accuphase poszedł tu na pewne ustępstwo i nieznacznie te wysokie tony powściągnął, uczynił to jednak przydając im zjawiskowej elegancji, a nade wszystko nieosiągalnej zupełnie dla mego odtwarzacza plastyczności i przestrzennego rozpostarcia. To nie były piki, tylko kształty, wyzwolone z martwej punktowości.
[..] oferuje Accuphase niezwykłe bogactwo samego dźwięku. Pyszni się on i czaruje, a gęstość jego barw wymaga wyboru wzmacniacza o naturalnej tonacji, wyzbytego podkolorowań, których sam odtwarzacz ma zapas wystarczający, by umilić nawet bardzo jałowo brzmiące nagrania. Na całe szczęście dźwięk DP-700 nie jest przy tym tłusty, czego nie lubię, tylko raczej aromatyczny. Bukiet ma przebogaty jak najlepszy burgund i takąż gładkość. Zmienia się to odrobinę na płytach SACD, gdzie górne rejestry stają się bogatsze informacyjnie, co rodzi efekt tekstury, której na tradycyjnych CD nie zarejestrowałem. Tam, pod nieobecność lupy informacyjnej, gładkość zastępuje teksturę, ale oczywiście kosztem bogactwa. Brzmienie całościowo jest zgodne z wizerunkiem szkoły minimalnie słodkawe, nader barwne, ale nie ocieplone.
Niektóre nagrania dosłownie oddychają, żyją, magnetyzują, aż wręcz parują, przytłaczając jakością i spychając prezentację Cairna na dalekie pobocze.
I wówczas nastąpił audiofilski Wielki Wybuch. Jakby ktoś zatkany sadzą komin w jednej chwili odetkał. Buchnął snop iskier nad wysokimi tonami i momentalnie cały dym z ciemnego, zadymionego pomieszczenia wywiało, a diabła wraz z nim. Zagrzmiało przy tym, świsnęło, rozbłysło! Spojrzałem na zegarek, była druga dwadzieścia osiem w nocy. Jezus, Maria ależ to zaczęło grać! Poraziło mnie, skamieniałem. Wcześniej bym powiedział, że pod względem kultury i pełności brzmienia DP-700 jest od mojego Cairna lepszy o klasę, no, może o półtorej, ale Cairn wyraźnie góruje w mierze przekazywania emocji jakiś bliższy duchowo jest, naturalniejszy, bardziej otwarty. A teraz? To był nokaut! Kolejne płyty tylko to potwierdziły. Skrzypce Accardo w Rondzie z dzwonkami, najbardziej znane utwory wokalne: Demarczyk, Cohen, Kline, Piaf. To samo rock, to samo jazz. Na koniec, a było już koło czwartej, puściłem V Symfonię Beethovena z Chicago pod Reinerem (XRCD2). Porażające, po prostu porażające. Ta ilość powietrza, dynamika, przestrzeń, energia, bezpośredniość! A wszystko zjawiskowe, nadzmysłowe niemal. Kosmos. Transcendencja.
Chciałem wcześniej w podsumowaniu napisać, że lampy 45 Emission Labs mesh dla których, w odróżnieniu od ECC88, nie mam odpowiedniej kasy zamiennika o bardziej naturalnym brzmieniu (czarują one tak samo jak Accuphase głównie cienistością tła i barwą), to były wraz z DP-700 dwa grzyby do jednego systemowego barszczu i dlatego wyszła z tego zupa grzybowa, a nie to co powinno. Miało to być głównym wytłumaczeniem niedostatecznego zachwytu, wynikłego z nadmiaru ciemności, przedobrzonego kolorytu, braku naturalności i zbyt poskromionej góry. A teraz? Bzdura! Zwyczajna bzdura! Mroczność przepadła, soprany otwarły się po niebo, bas spotężniał, przestrzeń uwidoczniła na przestrzał, i to powietrze, cóż za rozedrgana napowietrzna magia!
================================
Piotrze... Bravo, bravo !!!!
"Nowe gniazdko sieciowe spowodowało, że nagle miałem mnóstwo dźwięków. Nadciągały z każdej strony, wewnętrznie zróżnicowane, niby razem, ale każdy osobno, w swojej własnej misji."
Wy tak od razu sceptycznie podchodzicie do gościa...
Może stare gniazdko miało połamane styki i nie dawało prądu a nowe było ok i dawało - z prądem sprzęt audio gra na pewno lepiej i stąd zauważalna różnica - mnóstwo dźwięków w porównaniu ze stanem poprzednim ;)
"Nowe gniazdko sieciowe spowodowało, że nagle miałem mnóstwo dźwięków. Nadciągały z każdej strony, wewnętrznie zróżnicowane, niby razem, ale każdy osobno, w swojej własnej misji."
Wy tak od razu sceptycznie podchodzicie do gościa...
Może stare gniazdko miało połamane styki i nie dawało prądu a nowe było ok i dawało - z prądem sprzęt audio gra na pewno lepiej i stąd zauważalna różnica - mnóstwo dźwięków w porównaniu ze stanem poprzednim ;)
jak czytam te brednie AudioPedofilskie, to nie wiem, czy mam się śmiać (prawie zawszę to robię), czy płakać... Wiem tylko tyle, ze smutno mi się robi, że naród tak głupi jest.
Ktoś za to jest odpowiedzialny! To ta banda, którą trzeba rozpędzić!
Prześlij komentarz