wtorek, 18 grudnia 2012

O pożytkach z pisania na forach audiofilskich i bycia ekstremistą

Czy są jakiekolwiek pożytki z pisania na audiofilskich forach? Szczerze mówiąc, myślałem, że jest to czysta strata czasu. Fora audio (przypuszczam, że inne fora też ;) są bowiem głównie bezkrwawym polem bitwy męskiej części ludzkości (99,9% bywalców to faceci, a reszta to żony, albo kochanki audiofilów), polem na którym prezentuje się swoje poroże (sprzęt audio), nadyma, puszy i miażdży przeciwnika w dyskusji (moje ulubione :). Sam oczywiście czerpię z tego małą przyjemność… Trafiłem tam, bo też się interesuję dobrą jakością dźwięku i nic tak nie poprawia humoru jak wygrana w forumowej dyskusji, oczywiście prawie nigdy nikt nikomu racji nie przyznaje, ale brak jakichkolwiek logicznych argumentów, piana na ustach i słowna agresja przegranego jest wystarczającą nagrodą :) Jest to jednak niska przyjemność, bo audiofile są niezwykle łatwym celem, jak to wierzący, są mocno emocjonalnie związani ze swoim hobby-wiarą i nie mają żadnych sensownych argumentów na poparcie swojego stanowiska (w końcu dlatego to jest wiara ;)

No więc jakie są te korzyści z pisania na tych forach ? Otóż pisanie na forach nauczyło mnie dyscypliny myślowej, jasnego oddzielania opinii od faktów, korzystania z metody naukowej (w oczywiście ograniczony sposób) i bardzo ważnej zasady, że to twierdzący powinien udowodnić swoje racje.
Wyszlifowałem te umiejętności na Wikipedii, bo takimi zasadami trzeba się tam kierować, dodając, czy zmieniając jakieś wpisy, czym ukoronowaniem była, zainicjowana przeze mnie, zmiana definicji audiofila, z zakłamanej i bzdurnej wersji na prawdziwą, która jest obecnie obowiązująca :) (w wersji angielskiej dalej jest zakłamana, ale tam opór antynaukowy ma zbyt duże poparcie wśród redaktorów wikipedii).
To jest skandal, że nie uczą tego poprawnie w szkołach. Zamiast tego mamy ogłupiającą naukę religii i jeszcze my za to płacimy! Czyli płacimy za naukę antynaukowego spojrzenia na świat. Sami siebie kierujemy w stronę skansenu światowego.

Na największym polskim forum audio (audiostereo) moderatorem (i audiofilem) jest człowiek, który pracuje na uczelni jako naukowiec od nietoperzy. To jest prawdziwy wstyd dla polskiej nauki, że jej przedstawiciel szerzy antynaukowe brednie! Nie dziwne, że nasza nauka na świecie jest na szarym końcu…

Oczywiście wygodnie i sensownie jest korzystać z opinii ekspertów, sam to często robię, bo niemożliwym jest sprawdzanie wszystkiego samemu, ale dobrze jest czasami powiedzieć „sprawdzam” i odpowiedzieć sobie na pytanie, czy ten ekspert, który za takiego się uważa i jest za takiego uważany przez innych, faktycznie jest ekspertem w danej dziedzinie? Czy zwykłym oszołomem , który pewną siebie i gładką gadką potrafi olśnić i zagadać słuchacza ? W dziedzinie audio niestety takich oszołomów jest mnóstwo.

Jako człowiek wyklęty na audiofilskich forach nie mogę już tam bezpośrednio szlifować swojego ostrza polemicznego, mogę za to czytać i mieć chociaż trochę zabawy z odkrywania audiofilskich perełek :) (jak dziadek co już nie ma zdolności seksualnych, ale przynajmniej sobie popatrzy na ładne panienki :P

Od dawna bawiła mnie taka prawidłowość: jak ktoś na forach audiofilskich linkował jakiś mój artykuł z bloga, to prawie zawsze z zastrzeżeniem, że owszem, nawet trochę ciekawe i częściowo słuszne, ale nie zgadza się do końca z moimi przekonaniami, że ja stanowię pewne „ekstremum”.
Właśnie tak, bycie w Polsce konsekwentnym racjonalistą jest ekstremalne! Kierowanie się w życiu logiką i zasadami nauki to jest „ateistyczny prymitywizm” (tak przy okazji, to nie jestem ateistą, bo nie jestem przeciwko bogu, a nie mogę być, bo go po prostu nie ma :)

Te wesołe i mniej wesołe rozważania skłoniły mnie do stworzenia klasyfikacji audiofilów, bo jednak pomimo wspólnego mianownika: wiary w wyższość jednych elementów audio od drugich, audiofile jednak się różnią od siebie (nomen omen ;)

Sprawdź jakim typem audiofila jesteś! :)



Oczywiście, ta klasyfikacja, chociaż dogłębnie słuszna;), to tylko pewne uogólnienie i możliwe są formy przejściowe (na przykład: ja byłem audiofilem umiarkowanym z domieszką pospolitego ;) Może być też tak, że, na przykład, audiofil „Die Hard” „słyszy” kable zasilające, ale nie słyszy kabla USB, ale ogólna zasada jest zachowana :)

Między tymi grupami panuje spore napięcie i czasami otwarta wrogość. Klasycznymi świętymi wojnami na forach są dyskusje pomiędzy umiarkowanymi i pospolitymi, czy kable grają czy nie. Bo to, że grają wzmacniacze to jest „oczywista oczywistość” dla umiarkowanych, ale jakim cudem może grać kawałek druta ?!? ;)

Święte wojny, wybuchające wciąż na nowo, bez szczególnego podziału na frakcje, odbywają się wokół tematów „cyfra czy analog” czy „lampa kontra tranzystor”, w tych tematach za łby mogą się wziąć zarówno przedstawiciele umiarkowanych, jak i innych grup :)

Bardziej świadome grupy nabijają się z tych mniej świadomych, a więc pospolici nabijają się z „die hard”, że słuchają podstawek pod kable, a umiarkowani wyśmiewają pospolitych, że słuchają drutów. Tak jak wierzący w boga nabijają się w wierzących w krasnoludki ;) (A prawda jest taka, że istnienia jednego ani drugiego nikt nie udowodnił… więc w świetle faktów, ich nie ma).

Co ciekawe, „Die hard” nie słyszą wszystkiego, wierzą tylko w rzeczy, które są sprzedawane przez firmy audiofilskie i miały recenzje w jakimś audiofilskim periodyku, czyli były namaszczone przez jakiś autorytet audiofilski. Odmawiają grania przedmiotom bez odpowiedniego wsparcia. Łatwo nie jest :) Nie wierzą na przykład w grający kefir, albo grające klamki… na razie przynajmniej :P

Równie ciekawym zjawiskiem jest powoływanie się czasami przez każdą z grup na pomiary, co jest przecież w jawnej sprzeczności z ich główną zasadą, że pomiary są do kitu, bo nie mierzą wszystkiego, a odsłuch jest wszystkim :) Oczywiście robią to tylko wtedy, gdy jest to dla na nich wygodne. „Die Hard” przytaczają więc pomiary jittera, żeby udowodnić wyższość jednej przystawki do DACa (przetwornika cyfrowo analogowego) od drugiej (jak się bowiem okazuje może podzielić odtwarzacz CD nie tylko na transport i DAC, ale także DAC można dalej dzielić (pewno w nieskończoność :) oczywiście w imię „lepszej” jakości dźwięku ;) Pospolici przytaczają też dane techniczne analogowych magnetofonów szpulowych (szumy i kiepskie przenoszenie wyższych częstotliwości), żeby udowodnić bezsens istnienia tak zwanych „gęstych formatów”. Oczywiście nie przeszkadza im to wierzyć w kable, pomimo braku jakichkolwiek mierzalnych efektów wymiany zwykłego kabla na cudowny – audiofilski ;)

Audiofile „Die hard” patrzą na wszystkich innych ze spokojną wyższością, przepełnieni dumą, że słyszą i wiedzą więcej (mają przecież „otwarty” umysł, szkoda tylko, że wyłącznie na głupoty;). Dla nich racjonalizm, logika i nauka to „debilne stanowisko” ;)

Ciekawym fenomenem są audiofile umiarkowani, uważający się za rozsądnych i kierujących rozumem w swoich działaniach. Trzeba przyznać, że często tak właśnie robią. Gorzej, gdy dyskusja schodzi na „granie” odtwarzaczy CD i wzmacniaczy… wtedy nagle włącza się u nich tryb wiary, przełączają się w tryb „zombie” i beż żadnej żenady sięgają do argumentów swoich przeciwników: przecież to oczywiste, że się różnią, bo to przecież słychać :) Swoim postępowaniem przypominają mi tak zwanych postępowych katolików, często inteligentnych i wykształconych ludzi, którzy bez mrugnięcia okiem piszą banialuki, gdy piszą o wierze i bogu, jak gdyby to były realne byty (jak ktoś jest oburzony, to niech przedstawi dowody na jego istnienie, chętnie się oddam w ręce dobrego i wszechmogącego boga :)

„Światli” katolicy tak samo wyśmiewają się z wierzących w cuda, jak audiofile umiarkowani z „Die hard”: „do stolicy zawitał kolejny szarlatan, który sprawnie mieszając chrześcijaństwo z czarną magią i elementami psychomanipulacji, za stosowną opłatą będzie robił ludziom wodę z mózgu“. Ha, ha, jasne, szkoda tylko, że nie ma obecnie lepszych szarlatanów od ludzi Watykanu, robiącym ludziom wodę z mózgu na skalę światową :)

Mam, w związku z powyższym, jedno przesłanie dla umiarkowanych audiofili: moi drodzy, tak jak nie można być trochę w ciąży, tak nie można być trochę logicznym, albo się w życiu kierujemy logiką, albo wiarą :) Rozsądniej jednak tą pierwszą ;) Dorośli ludzie powinni przestać wierzyć w bajki z chwilą odkrycia braku świętego Mikołaja… wiem, że to przyjemna wiara, ale dorosłość do czegoś zobowiązuje :)

Dla pospolitych i „die hard” nie mam przesłania, ale będę się za nich żarliwie modlił :P

Podyskutuj na forum.